czwartek, 12 września 2013

We don't forget.


 Moi Kochani, a dokładniej ujmując Nasi Najmilsi Czytelnicy pod słońcem! ;-)
Przybywamy do Was z nowym postem i przepraszamy, że tak długo nie udzielałyśmy się tutaj, ale możemy poprzysiąc, że było to spowodowane głównie brakiem naszej obecności. Ze swojej strony mogę śmiało powiedzieć, że były to najbardziej aktywne wakacje w moim życiu. Nie miałam czasu na nudę i wykorzystywałam niemalże każde minuty szczęścia. Mam nadzieję, że Wy również tak uczyniliście. 
 Dokładnie miesiąc temu <ach, już za tym tęsknie!> o tej godzinie odbywałam wraz z moimi drugimi przyjaciółkami, które są siostrami <tak, siostrzane duety to coś dla mnie ;-)> około dwunastogodzinną podróż do Gdańska. Uwierzcie, że autobus i kilkanaście godzin to nie jest dobry komplet, ale broń Boże wcale nie narzekałyśmy. Perspektywa słońca, plaży, opalania, wspólnego gotowania i chodzenia do knajp, nocnych rozmów, zakupów <spożywczych, ubraniowych jak i kosmetycznych, jeśli liczyć zmywacz do paznokci>, a co najważniejsze spędzonego wspólnie czasu, była tak kusząca, że tak małe problemy jak brak komfortu w podróży nie miały żadnego znaczenia.
W opisywaniu miasta zacznę od tego, co jest najważniejsze. Codziennie wchodząc po kilka razy do windy (byłyśmy na wakacjach i jakoś nie spieszyło nam się do podejmowania wysiłku fizycznego, a zwłaszcza wchodzenia po schodach na dziewiąte piętro), nie trudno było zauważyć wspaniałą naklejkę (PS. winda jest jednym z najlepszych miejsc na reklamy), na której w centralnym miejscu umieszczony był następujący napis 'miasto to ludzie'. A więc powtórzę : Wchodząc do winy kilka razy dziennie przez dziesięć dni ten napis (możliwe, że dzięki niemu i reklamie Garniera nie zapomniałam tej pięknej umiejętności jaką jest czytanie) naprawdę mnie poruszył i wzięłam go do siebie. Gdańsk pod względem charakteru ludzi i tego jak starają się pomóc turystom, jest niezwykłym miastem. Mnóstwo razy otrzymałyśmy porady, które dla osoby niezaznajomionej z tym miastem, byłyby bardzo przydatne <dla nas nie miały jakiegoś większego znaczenia dzięki Pani Ani, która poinformowała nas o wszystkim w pierwszym dniu naszego przyjazdu>. Nie mam pojęcia, czy to dlatego, że były wakacje, czy Gdańszczanie i turyści zawsze się tak dużo uśmiechają? Analizując i wykorzystując wypowiedź Artura Andrusa w 20m2 Łukasza (Artur Andrus w 20m2), mogę stwierdzić, że ja lubię Gdańsk za ludzi, którymi się otaczałam. Zdaję sobie sprawę, że jest odsetek ludzi z którymi bym się nie chciała otaczać, ale wtedy przyjmuję prostą zasadę, że się nimi nie otaczam.
Mało zwiedzałyśmy, bo dziewczyny były już w Gdańsku wielokrotnie, a ja nie przepadam za tą czynnością. Nie jestem raczej typem osoby dla której wakacje nie są wakacjami, jeśli nie zaglądną do jakiegoś muzeum. Wybrałyśmy jak większość, wypoczywać na plaży, opalać się i grać w siatkę. W nocy jechałyśmy natomiast na miasto -do rynku, gdzie odbywały się liczne tance uliczne, śpiewy i inne sztuczki. Jednak my wiedząc o której odjeżdża ostatni autobus nocny czy tramwaj na nasz przystanek, śpieszyłyśmy do Mojito caffe&restaurant, gdzie ja jadłam obiado-desero-kolację czyli przepyszne naleśniki z bananami i bitą śmietaną polane sosem czekoladowym. I to był moment, gdy naprawdę polubiłam znienawidzone przeze mnie naleśniki! Jednak myślę, że nie tylko naleśniki można tam polecić. Ceny może nie są szczególnie niskie, ale porcja do małych też nie należy. Dodatkowo sceneria jest przeurocza i ona szczególnie mnie urzekła. Lampki są bardzo klimatyczne, a koce powieszone na oparciach foteli rattanowych, są według mnie idealnym pomysłem na chłodniejsze letnie wieczory lub nawet jesienne.